Dwadzieścia lat wolnych mediów w Polsce to zarazem dużo i mało. Dużo, bo po przełomie roku ‘89 otworzyły się ogromne możliwości. Mało, bo nie mieliśmy tradycji dobrego dziennikarstwa, nie było mistrzów, u których można by terminować, nie było wypracowywanych przez lata standardów i etosu. Wszystko to musiało w końcu wyjść na jaw i ukazać się z całą mocą.
Ostatnie dwa lata to czas przyspieszonej degeneracji mediów. Nie sposób tego nie zauważyć. Coraz częściej się o tym mówi, choć brak szerszych analiz. Listopadowo-grudniowy numer katolickiego miesięcznika „Więź” został poświęcony temu zagadnieniu. Tytuł oddaje minorowy nastrój zawartych wewnątrz numeru wypowiedzi: „Środki społecznego zamętu”. Redaktorom udało się zebrać ankietowe odpowiedzi wielu wysoko postawionych ludzi mediów i decydentów (m.in. T. Lis, J. Żakowski, M. Bajer, B. Wildstein, I. Kurski, J. Baczyński, ks. M. Garncarczyk, i inni) oraz dwie dłuższe publicystyczne analizy zjawiska upadku massmediów w naszym kraju (ks. A. Luter oraz prof. S. Mocek). Do tego ks. A. Draguła w pogłębiony teologicznie sposób analizuje wykorzystywanie symboli religijnych przez reklamę i media, a o. K. Knotz OFMcap dzieli się interesującymi uwagami na kanwie swoich intensywnych i bardzo różnorodnych kontaktów z mediami zarówno świeckimi, jak i katolickimi. Można też dodać tutaj recenzję filmu o duszpasterstwie o. Knotza w reż. K. Szołajskiego, autorstwa Z. Nosowskiego.
Zarówno teksty uważnych obserwatorów mediów, jak i samych dziennikarzy jasno wskazują, że jest głęboki kryzys. Wszyscy są jednak bezradni. Na stronnicach miesięcznika daje się odczuć mocny powiew pesymizmu ze strony samych ludzi mediów. Dziennikarstwo umiera. Traci swój etos i poczucie misyjności. Środki społecznego przekazu to twór, który ich przerasta, światek, do którego czują niechęć, ale z którym z różnych powodów nie mogą się rozstać. Ks. A. Luter, który przeprowadził rozmowy z kilkunastoma dziennikarzami stwierdza: „rzeczywistość zmusza ich do kompromisów, których wewnętrznie nie akceptują”.
Diagnoza wskazuje na wiele różnych spraw, pośród których wyróżnić można kilka najczęściej wymienianych. Tak więc problem finansowania mediów oraz fakt, że coraz bardziej w tym środowisku liczy się pieniądz a „media stały się maszynkami do robienia pieniędzy”. Innym problemem, może nawet ważniejszym dla wielu dziennikarzy, jest upolitycznienie mediów. Partyjne sympatie i antypatie głęboko przeorały środowisko. Trzecim – tabloidyzacja, schematyzacja i gonienie za sensacją oraz skoncentrowanie na rozrywce. Media zamiast być środkami społecznej komunikacji, stają się coraz bardziej wytwórcą rozrywki. Informacja staje się infotainment (zlewanie się w jedno dziennikarstwa i rozrywki). Zamiast przekazywać informacje o świecie, media coraz mocniej i jaskrawiej przetwarzają świat lub nawet go wytwarzają. And last but not least: problemem jest arogancja i pycha ludzi mediów.
Chciałbym podkreślić jeden, mało zauważany w prezentowanych wypowiedziach problem. Mówi o nim skrótowo T. Lis: „Postęp technologiczny jest bowiem jak tsunami które rozwala wszystko, jeżeli odpowiednio szybko nie zostaną wybudowane wały ochronne w postaci nienaruszalnych standardów dziennikarskich”. I mam wrażenie, że coś w tym jest. Gdyby nie nowoczesne technologie, media nie byłyby tak atrakcyjne dla świata bussinesu czy polityki. Opóźniony rozwój wolnego, polskiego dziennikarstwa został nagle zaburzony przez ogromne przyspieszenie technologiczne na początku XXI wieku. Ludzie mediów nie zdążyli do tego czasu wypracować swojego etosu, standardów, mechanizmów kontroli jakości mediów, sposobów na chronienie środowiska dziennikarskiego przed zakusami partii politycznych. Postęp technik komunikacyjnych jak walec rozkruszył wątłe zalążki.
Już kilkadziesiąt lat temu filozofowie zauważyli, że wbrew naiwnym twierdzeniom o neutralności, technika i technologia, zwłaszcza high technology nie jest taka niewinna. Ona także aktywnie wpływa na człowieka, przemienia go i przekształca jego widzenie świata i jego świat wartości, a nawet samą jego naturę. „Obszar styku ludzkiej psychiki i nowoczesnej techniki jest źródłem wielu problemów, których rozwiązanie pilnie wymaga naukowej diagnozy” (R. Tadusiewicz).
Przykładowo, media nowoczesne wymagają ogromnej szybkości przekazywania informacji. Samo to ma ogromne konsekwencje. Między innymi prowadzi do spłycania przekazu. Wielu dziennikarzom nie chce się pisać ambitniejszych tekstów, bo wiedzą, że i tak „zafunkcjonują” one w najlepszym wypadku kilka godzin. „Pogłębianie informacji kosztuje dużo pieniędzy i czasu, a wcale nie przekłada się na czytelnictwo i oglądalność – nie jest więc premiowane” (ks. Luter). Trzeba więc upraszczać przekaz. Technika wydaje się mieć swój wkład w degenerację dziennikarskiego warsztatu. Ks. Luter cytuje jednego z dziennikarzy, który tak diagnozuje stan tego zawodu: „Wielu dziennikarzy to dziennikarze ‘ze słyszenia’ – sami nic nie wiedzą, nic nie rozumieją i nic ich nie interesuje, polegają na tym, co ktoś im powie. Takimi dziennikarzami łatwo manipulować, robić przez nich ‘wrzutki’ – bo nie są w stanie samodzielnie ocenić czy zrozumieć przekazanej im informacji, a więc bardziej dziennikarsko jej obrobić”. Nie są w stanie, bo przygniata ich nieprzebrana ilość danych w każdej sekundzie dostarczanych z całego świata na ich monitory. Odpowiedzią na to ze strony człowieka może być tylko bierność albo w najlepszym razie automatyzacja.
Media nowoczesne są coraz bardziej interaktywne. Ks. Luter pyta: „Czy poziom dziennikarstwa jest tak niski, bo chcą tego odbiorcy (czytelnicy, widzowie), czy może jednak tandetę tę wymuszają media?” Raczej wydaje się to być proces wzajemnej interakcji, swego rodzaju zapętlenia. Interaktywność pozwala bardzo szybko reagować na zapotrzebowanie rynku. W związku z tym media równają do poziomu odbiorców. Przecież to o nich walczą. Fora internetowe są pełne brutalnych opinii, skandalizujących czy obrazoburczych komentarzy. Media przejmują tę poetyką i idą w kierunku tabloidyzacji. W rezultacie, publiczność już wiele się po mediach nie spodziewa. Z resztą, sama została wychowana przez tych, którzy na nią narzekają, choć się do niej dostosowują. Prowadzi to do coraz większej wzajemnej pogardy: dziennikarzy do odbiorców, i odwrotnie.
Rutyna, standaryzacja, automatyzacja to zjawiska, które promuje właśnie technika. To pokazuje, jak w rezultacie rozwoju mediów człowiek tak naprawdę zaczyna tracić w dużej mierze swoją twórczą podmiotowość, inwencyjność, niepowtarzalność. Co więcej, staje się elementem technologicznego i informatycznego uniwersum, które narzuca mu co ma robić i jak się zachowywać. Jak wskazywali klasyczni filozofowie techniki, choćby Oswald Spengler: „rozwój techniki sprowadza kulturę do poziomu kultury masowej, gdzie to, co niepowtarzalne, indywidualne i twórcze spychane jest na margines i traci wyraźnie na znaczeniu”. Potwierdza to R. Tadeusiewicz: „Współczesne systemy informacyjne tworzą rodzaj kapsuły, cywilizacyjnej powłoki, która ogarnia i zamyka w sobie wszystko i wszystkich. Informatycy często mówią przy tym o wirtualizacji określonych działań i obiektów. (… ) Przy wirtualizacji nie ma miejsca na podmiotowość jednostki czy nawet całego społeczeństwa (…)” A gdzie nie ma podmiotu, żywej i twórczej świadomości, tam jest zamęt i chaos.
Wydaje się, że w ten oto sposób na naszych oczach rozkłada się mit tzw. społeczeństwa informacyjnego. To jedna z wielkich narracji przełomu XX i XXI wieku. Termin „społeczeństwo informacyjne” użył po raz pierwszy Tadao Umesao, japoński dziennikarz. Było to w latach sześćdziesiątych. Hasło to dało impuls dla gospodarki Japonii, szukającej wtedy swych dróg rozwojowych. Dzisiaj idea społeczeństwa informacyjnego jest jednym z priorytetów Unii Europejskiej, a więc i Polski. W pogoni za realizacją tego ideału trwa wyścig w nasycaniu gospodarek zaawansowaną elektroniką. Tworzony jest, może nieraz na siłę, pewien cywilizacyjny kokon. A jak zauważa Tadeusiewicz, każdy kolejny kokon sprawia, że „z czegoś trzeba zrezygnować, żeby coś innego uzyskać – i z reguły to, z czego się rezygnuje, mieści się w sferze niematerialnej (w sferze wartości takich jak na przykład wolność), natomiast zyski dają się wyrazić głównie sferze materialnej (wygoda, zamożność, komfort). Obserwacja pozwala stwierdzić, że zdecydowana większość ludzi jest skłonna zaakceptować fakt konieczności rezygnacji z określonych wartości na rzecz określonych korzyści materialnych”. Te uwagi badacza przemian społeczeństwa informatycznego wydają się całkiem dobrze sprawdzać w przypadku polskiego środowiska dziennikarskiego. Coraz mniej wartości tej grupy społecznej pochodzi ze sfery niematerialnej. Dziennikarze to ludzie, którzy pierwsi mają kontakt z nowoczesnymi narzędziami technologicznymi, będącymi zasadniczym budulcem społeczeństwa informacyjnego. Dlatego przyglądanie się temu, co się z nimi dzieje, może być w jakimś stopniu papierkiem lakmusowym przyszłych przemian większych grup społecznych.
Dla mnie cała ta historia bardzo dobrze ilustruje znaną prawdę, że w kontakcie z high technology trzeba być już wcześniej dobrze uformowaną i zintegrowaną osobowością oraz moralnie i kulturowo rozwiniętym społeczeństwem. W przeciwnym wypadku to technologia przejmie tę formację, a właściwie doprowadzi do dezintegracji korzystającej z niej osobowości czy też społeczeństwa.
Trzeba systematycznie dbać o niezapośredniczony kontakt z rzeczywistością, o jak najbardziej realne relacje z ludźmi oraz dawać sobie czas na wymiar osobistej kontemplacji i refleksji, by mimo wszystko nowy cywilizacyjny kokon nie prowadził do odzierania człowieka z wartości duchowych, moralnych i intelektualnych. Jest to bardzo istotne, gdyż ważniejsza od informacji, jej szybkiego przetworzenia i przekazania jest wiedza, której nabywanie i pielęgnowanie wymaga wszystkich tych wartości. To dopiero w jej kontekście także informacja stanie się wartością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz