Wielki Post jest dla chrześcijan szansą na szukanie form wyrazistszego zaznaczenia wyznawanej wiary w swoim życiu. Ta wyrazistość jest potrzebna, by wyróżnić się pośród ludzi podzielających tyle innych światopoglądów. Trzeba jednak przyznać: chrześcijaninowi nie jest łatwo się wyróżnić. (Może nawet nie wszyscy tego chcą).
Jak pokazać, że jest się chrześcijaninem? Co ma wyróżniać wierzącego? Czy ma coś szczególnego mówić? Ale przecież bardzo wielu ludzi mówi ważne i głębokie rzeczy i to nieraz o wiele piękniej i bardziej przekonująco niż chrześcijanie. Czy ma się odróżniać działaniem? Niestety, okazuje się, że wielu niechrześcijan jest o wiele sprawniejszych, efektywniejszych, bardziej energicznych w działaniu. A może wierzący powinien wyróżniać się posiadaniem? No cóż, wielu niewierzących w Boga ma więcej bogactw, talentów i zdolności niż chrześcijanie. Więc w czym mógłby wyróżnić się chrześcijanin? Myślę, że po prostu umiejętnością bycia.
Zachęcam więc, by jako umartwienie wielkopostne praktykować proste bycie. Więcej bycia tu i teraz dla Boga, nic dla Niego nie robiąc, nic do Niego nie mówiąc, nic dla Niego nie zdobywając. Jakże to może boleć! Ileż wewnętrznego zmagania! Dlaczego to takie ważne?
Dzisiejsi ludzie mają ogromny problem z prostym byciem tu i teraz, zwyczajną obecnością. Skąd się to bierze? Umiejętność bycia świadczy o doświadczeniu zaufania oraz zdolności do miłości – dwóch najbardziej ludzkich, najbardziej podstawowych spraw. Gdy człowiek nie ma zaufania, gdy nie potrafi ufać innym, wtedy musi ufać sobie i temu, co zrobi lub co posiada. Zostaje absolutnie sam, zdany na siebie. Proste bycie jawi mu się jako karygodne marnotrawstwo czasu. Wpada wtedy w aktywizm, w działanie, nerwowość, w zagrabianie rzeczy, gromadzenie ich, powiększanie stanu posiadania. Podobnie gdy człowiek nie ma doświadczenia miłości, bezwarunkowej akceptacji, wtedy czuje, że musi sobie na nie zasłużyć. Ma przecież ogromną potrzebę miłości. I znowu: działa, zbiera, osiąga, zabiega, stara się.
Ludzie nie umieją być, bo czują się niekochani i nie potrafią zdobyć się na zaufanie w sens i wartość swojej osoby niezależnie od tego, co mają i co zrobili.
Problem bycia nie jest błahy. Brak wyczucia wartości obecności jest jedną z przyczyn tego, że nie potrafimy docenić istnienia tych, którzy nie mają dla nas niczego innego poza ich istnieniem: osób niepełnosprawnych, starszych, osób w stanie agonalnym, w śpiączce, osób nienarodzonych, bezdomnych. Oni tylko są – nic nie mogą zrobić, nic nie posiadają. Postrzegani są jako bezużyteczni – niektórym więc przychodzi na myśl aborcja, eutanazja, itp. Człowiek, który nie potrafi być, nie czuje, że samo bycie kogoś ma wartość, i będzie miał ogromne trudności z wewnętrznym przeświadczeniem o wartości takich osób.
Problemem z byciem mają też ci, którzy są konsekrowani: osoby zakonne. W przypadku sióstr zakonnych
czasami mam wrażenie, że bycie osobą konsekrowaną wyczerpuje się w działaniu, w pracy. Nawet modlitwa staje się kolejnym działaniem, po którym człowiek czuje, że się jeszcze nie pomodlił. A w zakonach męskich, nierzadko sukces apostolski mierzy się ilością osób na mszy świętej, na spotkaniach grupy, ilością intencji – a więc stanem posiadania. Szczególnie podatne na pragmatyczną interpretację jest jezuickie magis: więcej rób (wtedy będziesz lepszym jezuitą).
Umiejętność bycia przychodzi wtedy, gdy człowiek potrafi zaufać i gdy czuje się kochany, akceptowany, gdy wie, że jego wartość nie zależy od tego, co posiada, co ma, co robi, co osiągnął, czy spełnił oczekiwania, ale jest przekonany, że samo jego bycie jest wartościowe, jest unikalne. Nic nie musi nikomu udowadniać.
Wielki Post spędzony na uczeniu się bycia jest bardzo dobrym przygotowaniem do Wydarzeń Paschalnych. Historia Jezusa, którą w nich rozważamy, ma dla nas przesłanie: Bóg jest miłością. Dla człowieka nie cofnie się nawet przed uciszeniem Go i śmiercią! Bogu można całkowicie zaufać. On nie opuszcza nawet w śmierci! Człowiek nic nie musi robić, by Bóg obdarzył go miłością i zaufaniem: wystarczy zwyczajne uważne wpatrzenie się w przebity bok Jezusa. Jak bardzo jest to przemieniające doświadczenie świadczy okrzyk Jana (J 19:33-37).
Chodzi o proste bycie w obecności Boga w Jezusie, kiedy nic do Niego nie muszę mówić, prosić, dziękować, uwielbiać, działać, nawet nie muszę nic sobie wyobrażać, czuć, czy mieć tzw. świateł czy wglądów duchowych – żadnych korzyści. Ale jestem przed Nim i dla Niego. Marnotrawię dla Niego czas. Może tylko w ciszy powtarzając proste słowo: Jezus. Tylko bycie dla Boga.
Z tego bycia rodzi się całkowicie inna jakość mówienia, działania i posiadania. W ten sposób wiara staje się wyrazistsza, a chrześcijanin może się wyróżnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz