Miesiąc maj inspiruje do refleksji o młodzieży i jej relacji do religii i Kościoła. Jest to przecież czas pierwszych komunii dzieci, a więc doświadczenia inicjacji chrześcijańskiej. Jest to też miesiąc matur, czyli, m.in. punkt, kiedy młodzi ludzie, po latach katechizacji, wymykają się na zawsze bezpośredniemu wpływowi Kościołowi. Czy jeszcze kiedyś powrócą, tym razem dobrowolnie? Czy te lata nauczania religii przyniosą jakieś owoce?
W swoim interesującym studium, wybitny polski socjolog religii, ks. Janusz Mariański, bardzo realistycznie ocenia sytuację. Stwierdza, że choć w kwestii religijności młodzieży polskiej niewiele jest przesądzone (przy czym religijność nie znaczy katolickość czy kościelność), to jednak jedno jest pewne: „nie ma już możliwości pozyskania całej młodzieży polskiej dla Kościoła czy religii chrześcijańskiej”. I co więcej: „młodzież polska, nawet jeżeli w obecnej fazie przemian może być jeszcze w większości traktowana jako religijna, nie przywróci wprost chrześcijaństwa Europie, nie przyczyni się bezpośrednio do zahamowania procesów sekularyzacyjnych w krajach najbardziej zlaicyzowanych” .
Myślę, że jest to słuszne. Młodzi ludzie znajdują się między bardzo potężnymi biegunami wyznaczającymi pola napięć w przemianach społeczno-kulturowe w Polsce. Wielu dojrzałych i wykształconych ludzi, co więcej, wielu ludzi Kościoła, często nie radzi sobie ze znalezieniem właściwej drogi w spluralizowanym świecie. Czy więc można takie zadanie stawiać przed młodzieżą? Czy nie jest to zbyt łatwa ucieczka od odpowiedzialności ludzi dorosłych?
Trudno wymagać od młodych ludzi determinowania chrześcijańskiej tożsamości Polski, kiedy sama ta młodzież jest właśnie na tym etapie życia w trakcie formowania własnej tożsamości. Przy czym współcześnie jest to dla młodych ludzi o wiele trudniejsze zadanie. Wolny rynek wymusza potrzebę szybkiego określania siebie co do bardzo wielu tożsamości: jeśli chodzi o rodzaj wykształcenia, zawód, tożsamość seksualną, kulturową, religijną, polityczną itd. Parę dekad wcześniej zbudowanie wielu z tych tożsamości przychodziło o wiele łatwiej, a nawet może nieraz było niemal oczywiste. W kontekście pluralizmu jest to zadanie nieraz przekraczające możliwości kruchych psychicznie i duchowo młodych ludzi. W najlepszym razie zabiera im to bardzo dużo czasu.
Czy w tym wszystkim pomaga coś katechizacja, ten główny wysiłek polskiego Kościoła. Badania pokazują, że mimo wszystko młodzież traci kontakt z Kościołem. Jeśli chodzi o doktrynę katolicką, w pełni ortodoksyjna jest mniej niż połowa młodzieży szkolnej. Wskaźnik dominicantes pośród maturzystów waha się wokół 30 procent. Szacunkowo tylko trzecia część młodych aprobuje w całości doktrynę moralną Kościoła. Według ks. Mariańskiego, istnieją „uzasadnione obawy, że prowadzona z wielkim rozmachem katechizacja w szkole nie zapobiegnie w przyszłości emigracji młodzieży z Kościoła”. I gdzie indziej: „nie wydaje się, że katecheza szkolna jest w stanie odwrócić tendencje permisywne i relatywistyczne w stosunku do wielu norm moralności katolickiej”. Lekcje religii w szkole zdają się nie pomagać młodzieży w kształtowaniu ani religijności ani moralności.
Oczywiście, ktoś może twierdzić, że być może katechizacja przynajmniej sprawiła, iż procesy przemian religijności nie są tak gwałtowne, jak przypuszczano, że wszystko zachodzi stopniowo, powoli, ewolucyjnie, dając czas na refleksję i odpowiednie działania. Trudno powiedzieć. Raczej trzeba chyba przypuszczać, że to pojawienie się ogromnej ilości nowych wspólnot przyniosło ten efekt spowolnienia. Przed rokiem 1989 była to tylko Oaza; teraz mówi się o 150 różnych ruchach i wspólnotach religijnych w Kościele i milionie osób w nie zaangażowanych. To tutaj kształtuje się wiara i moralność przeżyta i zintegrowana we wszystkich swych aspektach: intelektualnym i emocjonalnym, indywidualnym i wspólnotowym. We wspólnotach może się rodzić osobista wiara, przeżyta głęboko i dobrowolnie przyjęta.
Jednakże zwraca się czasami uwagę, że brakuje tym wspólnotom księży, że trudno jest znaleźć duchownych, którzy by chcieli i potrafili towarzyszyć wspólnotom, szanując jednocześnie ich szczególne charyzmaty i pomagając im formować się według linii programowych, które sobie wyznaczają. Potwierdza to ks. Mariański: „W ostatniej dekadzie wyraźnie zmniejszyło się zainteresowanie duchowieństwa ruchami i wspólnotami religijnymi oraz stowarzyszeniami katolickimi”. Czy nie dlatego, że księża są przemęczeni pracą w szkole? Być może to nacisk na przygotowanie księży do formacji wspólnot, a nie przeciążenie studiów pedagogizacją, mogłoby zapobiec przewidywanej przez ks. Mariańskiego tendencji, że „zmiany w religijności młodych Polaków będą zmierzać nie tyle w kierunku sekularyzmu (ateizm, indyferentyzm), ile raczej będą wiązać się zakwestionowaniem Kościoła jako instytucji religijnej i społecznej zarazem”. Tak więc młodzież najprawdopodobniej pozostanie religijna ale już nie będzie to religijność kościelna, katolicka. Rozrośnie się raczej zjawisko wierzeń i praktyk paralelnych, alternatywnych, tego co się nazywa religijnością rozproszoną, nieusystematyzowaną, pozainstytucjonalną, synkretyczną, skrojoną przez każdego indywidualnie.
W końcu wydaje mi się istotne by zauważyć, że chrześcijaństwo winno być przede wszystkim budowane w oparciu o ludzi dojrzałych, życiowo ustabilizowanych. Pan Jezus w pierwszym rzędzie zwracał się do ludzi dojrzałych, im poświęcał najwięcej czasu, energii, z nimi najczęściej przebywał. Bardzo niewiele ewangelicznych scen pokazuje Jezusa nauczającego młodzież albo dzieci. Podobnie dla Kościoła pierwszych wieków katechizacja osób dorosłych była priorytetem. Tymczasem Kościół współczesny, przeciwnie niż Jezusa, angażuje ogrom swojego wysiłku w nauczenie dzieci i młodzieży. Gdzieś przeczytałem interesujące spostrzeżenie: „Pan Jezus błogosławił dzieci, a nauczał dorosłych. Kościół w Polsce naucza dzieci, a błogosławi dorosłych”.
Oczywiście, zwrócenie się do dorosłych wymaga przemyślanego i przemodlonego doświadczenia życiowego przeżytego w kontekście Ewangelii. Wymaga dużych kompetencji teologicznych i duchowych oraz ludzkich (w świecie pojęcia kompetencji czy eksperta są ogromnie istotne; ludzie mają prawo spotykać się w Kościele z kompetentnymi księżmi, ekspertami w sprawach duchowych). Tutaj już nie można liczyć na pomoc władzy rodzicielskiej czy przymusu szkolnego. Potrzeba odważnych wizji pastoralnych i dynamizmu apostolskiego, być może o wiele bardziej niż w sytuacji młodzieży i dzieci. Ale myślę, że ten kierunek może przynieść ogromne owoce. Takie nadzieje daje mi moje skromne doświadczenie w pracy ze wspólnotą rodziców czy małżonków. Dlatego, choć ostrożnie, mogę podzielać nadzieje wyrażone w końcowym akapicie tekstu polskiego socjologa: „Jeżeli nawet określilibyśmy katolicyzm polski jako „bastion z wieloma rysami”, to równocześnie jest w nim jeszcze wiele uśpionego potencjału, który mógłby prowadzić do rewitalizacji polskiej religijności i swoistego świadectwa Polaków wobec zsekularyzowanej Europy”.
Odniesienia: ks. Janusz Mariański, „Religijność młodzieży polskiej w procesie przemian”, w: Zeszyty Naukowe KUL, 2(2010), ss.39-61. Zobacz też: Janusz Mariański, Religia w społeczeństwie ponowoczesnym. Studium socjologiczne, Warszawa 2010. Janusz Mariański, Emigracja z Kościoła. Religijność młodzieży polskiej w warunkach zmian społecznych, Lublin 2008.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz