Kilka filmów, które w ostatnim czasie ukazały się na ekranach polskich kin, wydaje się dobrze wpisywać w klimat Triduum Paschalnego. Myślę, że warto je polecić, by może trochę zainspirować się w przekładaniu liturgicznych celebracji Chrystusowych Tajemnic na sprawy codzienności.
Filmy, o który chciałbym napisać, według deklarowanych zamiarów ich twórców, nie miały być religijne. I może dlatego ich religijność przemawia czystym, nienarzucającym się głosem. Trzy wydają się układać w dynamikę, która może proponować ważne przesłanie: Ludzie Boga, Młyn i krzyż oraz Erratum. W tej kolejności. Pierwszy, przez swój temat – dramat zamordowanych trapistów – najwyraźniej eksponuje elementy religijne. Drugi – rekonstruuje i analizuje obraz o religijnym tytule „Droga krzyżowa”. Trzeci natomiast, najbardziej świecki, poza kilkoma rewizytami, wydaje się nie podejmować religijnych wątków.
Filmy całkowicie odmienne. Każdy stworzony w swojej bardzo oryginalnej stylistyce. Łączy je spokojna, kontemplacyjna narracja oraz temat człowieka wobec zła i śmierci. Chciałbym się pokusić o sugestie, które mi osobiście pozwoliły połączyć je w całość i naprowadziły na możliwe sensy Paschalnego Wydarzenia.
W Ludziach Boga, reżyser, Xavier Beauvois z dużym psychologicznym i duchowym wyczuciem ukazuje indywidualny i wspólnotowy proces pracy nad przeżywaniem doświadczenia zagrożenia przemocą, lękiem o życie i pytaniem o sens. Klasztor w Thibirine (co znaczy: ogród) staje się na naszych oczach prawdziwym Ogrodem Oliwnym, gdzie mnisi przeżywają udręki podobne do Jezusowych (J. Święcki). Ujawniają się między nimi napięcia, konflikty, pretensje, strach, cała gama autentycznie ludzkich postaw i zachowań. Wspaniale wplecione sceny liturgii, wspólnotowej modlitwy i ciszy, śpiewane fragmenty hymnów i psalmów, prowadzą serca mnichów do głębokiej jedności oraz wielkiego pokoju i łagodności w powierzeniu się Bogu. Ich wspólnota staje się uobecnieniem Paschalnego Misterium – tajemnicy miłości i złożenia daru z siebie, a w końcu staje się wprost eucharystyczną celebracją. W ten sposób film sugeruje, czym może się stać dla nas Triduum i jak do tego dojść, splatając życie z liturgią.
W filmie Młyn i krzyż, reżyser, Lech Majewski, stara się w obrębie jednego dnia prześledzić zdarzenia, które złożyły się na obraz Petera Bruegla Starszego „Droga na Kalwarię". Kontemplujemy więc leniwie budzący się poranek na flamandziej wiosce, przypatrujemy się zwykłym ludzkim sprawom, a także przemocy i cierpieniu. Gdzieś wokół obrazu porusza się sam Bruegel, który opowiada o intuicji, którą chce wyrazić w swoim dziele (A. Piotrowska). Wraz z upływem filmowej akcji niepowiązane ludzkie losy zaczynają się układać w harmonijną całość obrazu Bruegla, połączone relacjami charakterystycznymi dla malarstwa, ale przecież wyrażającymi mistyczne przeczucie. Bo wszystko w filmie, jak i w obrazie zaczyna powoli rozjaśniać swoje powiązanie z jednym wydarzeniem: Męką Chrystusa ledwie zauważalną pośród całego zgiełku życia. Losy całej tej masy ludzi, pozornie niezwiązane ze sobą ostatecznie łączą się w jedno wydarzenie, w którego centrum jest Jezusowa Pasja. Bruegel okazuje się mistrzem odnajdywania powiązań pomiędzy przeróżnymi ludzkimi kolejami losu a Paschalnym Wydarzeniem i być może daje wskazówkę, jak można by ukierunkować wielkotygodniową, osobistą refleksję.
Erratum Marka Lechkiego jakby naświetla tę ideę z innej strony. Mianowicie, być może niechcący, wskazuje, jak zwykłe sprawy życia, konflikty i dramaty, wszystko może wejść w dynamikę wydarzenia celebrowanego w Wielkim Tygodniu. Michał przypadkowo w nocy potrąca i zabija kloszarda. Policja uznaje go za niewinnego. Ale przez cały film ta właśnie śmierć w nim pracuje. Ona wprowadza go na drogę poszukiwania informacji o zabitym: kim ten człowiek był, jak żył, co robił, z kim się przyjaźnił. Kloszard okazuje się być cierpiącym człowiekiem, można by powiedzieć „mężem boleści”. To co Michał odkrył o zabitym człowieku pomaga mu trafić na historię własnego cierpienia i łagodnie prowadzi go do konfrontacji z przeszłością, od której z odrazą uciekał, do przepracowania zła w jego życiu, do przebaczenia i pojednania ze swoim ojcem. Powoli zdobywa się na odwagę by stanąć twarzą w twarz z gniewem i złością w sobie, a także frustracją i pustką, które gdzieś w środku go dręczą.
Ostatnia scena przypomina konfesjonał. Ciche pukanie do drzwi mieszkania ojca. I nasłuchiwanie. Owo pukanie jest jak nieporadne wyznanie skrywanego pragnienia budowania więzi. I w końcu ciche pukanie z drugiej strony. Po tej drugiej stronie ktoś jest, ktoś kto chce przebaczyć – i przywrócić synostwo.
Krótko więc ujmując te trzy filmy, można by powiedzieć, że człowiek staje się mocny, gdy angażuje się w wartości, przeżywając to zaangażowanie w duchu Chrystusa. Pascha Jezusa, tajemniczo wpisana w dzieje człowieka, łączy i zespala ludzi i wydarzenia i staje się tajemnicza siłą, która, gdy się ją podejmie, może radykalnie przemienić nawet najbardziej zamknięte przestrzenie serca i dać życie.
Tak niereligijne w zamierzeniu filmy mogą naprowadzać na Paschalne Wydarzenia. Być może fakt, że są one tak głęboko wpisane w strukturę świata i ludzkiej, zarówno zbiorowej jak i indywidualnej historii, sprawia, że, przy odrobinie prawdy o swoim życiu, nie sposób ostatecznie nie wejść w ich dynamikę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz