Chrześcijanin wobec pojednania polsko-rosyjskiego
Tragedia smoleńska zapewne będzie miała wiele różnych reperkusji w świadomości Polaków. Jedną z nich jest refleksja nad stosunkiem do Rosjan. Wielu komentatorów w dniach żałoby narodowej zwracało uwagę na to, że Polacy odkrywają Rosjan na nowo, odkrywają ich twarz, której wcześniej nie znali, twarz ludzi współczujących i bliskich Polakom. W szczególny sposób odnosiło się to do postawy władz rosyjskich, choć trzeba powiedzieć, odkrywaliśmy na nowo także i zwykłych Rosjan. Dla wielu jest to nowe odkrycie, z którym zapewne czuje się nieswojo. Nie wiedzą, co z tym zrobić, jak to przełożyć na konkretne zachowania. Rosjanie często byli przedstawiani w stereotypach społecznych jako wrogowie Polaków. Od czasów rozbiorów często rozumieliśmy siebie jako prześladowane ofiary, natomiast Rosjan jako prześladowców i katów. Negatywny stereotyp Rosji i Rosjan zakodował się głęboko w świadomości narodowej i niektórych wpływowych wersjach patriotyzmu. Całą ambiwalencje stosunku do Rosji widać jak na dłoni w ostatnich tygodniach, wypełnionych domysłami na temat przyczyn katastrofy.
Ten nowy obraz Rosjanina i Rosji niepokoi niektórych katolików, zwłaszcza tych, którzy swój patriotyzm mocno związali z pewnymi schematami, ukształtowanymi i uzasadnianymi przez wątpliwą postromantyczną historiozofię. Czasem można mieć wrażenie, że właśnie ta historiozofia wydaje się zastępować treść chrześcijańskiego przesłania, albo, co gorsza, jest identyfikowana z chrześcijańskim przesłaniem. W niektórych katolickich mediach pojawiają się materiały niemożliwe do pogodzenia z przesłaniem Ewangelii, a odnoszące się właśnie do pojednania polsko-rosyjskiego. Insynuacje, domysły, pomówienia, dowolne i arbitralne skojarzenia z pewnością nie służą sprawie pojednania, lecz podsycają uprzedzenia, nieufność i rozbudzają negatywne schematy.
Tymczasem, chrześcijanin winien być człowiekiem pojednania i wprowadzać pojednanie. Chrześcijanin, naśladując Chrystusa, pragnie zbawienia i uleczenia osoby, szuka więc i wykorzystuje każdą okazję do pojednania. Nie chodzi tu o ukrywanie czy przemilczanie prawdy o cierpieniu, śmierci, czy niesprawiedliwości i krzywdzie. Jest jasne, że bez zbadania prawdy i jej uznania nie ma pojednania. Ale też trzeba umieć pomóc tej drugiej osobie, czy społeczności dojść do świadomości sprawy (tym bardziej, że świadomość historyczna może być manipulowana przez rządy i media), trzeba umieć zachować jej godność, przekonać ją, że przyznanie się do winy, nie jest upokorzeniem ale wyzwoleniem.
Warto też pamiętać, że nie cała prawda jest po polskiej stronie. W lasach katyńskich spoczywają tysiące bestialsko zamordowanych Rosjan. Jak mówi bp Stanisław Budzik, trzeba umieć spojrzeć na tragedię katyńską oczami drugiej strony. W swoim wywiadzie dla KAI mówi: „Gdybyśmy od początku stawiali warunki pojednania, to dialog prawdopodobnie nie zostałby podjęty. Uważam, że w punkcie wyjścia żadna strona nie powinna stawiać warunków. Najpierw trzeba spotkać się we wspólnej wierze i w braterskim dialogu, pamiętając o nakazie Chrystusa, abyśmy byli jedno.” Sprawę utrudnia jeszcze niejasność co do tego, na ile Rosjanie identyfikują się ze swoją komunistyczną przeszłością, jaki jest ich stosunek do Stalina i stalinizmu, czy swoją współczesną tożsamość chcą określać przez pozytywny czy też negatywny stosunek do tych czasów. Sama historia, jak i teraźniejszość Rosji jest bardzo skomplikowana. Trzeba też rozróżnić stosunek do sprawy rosyjskich władz oraz rosyjskiego społeczeństwa i mediów. Stąd sprawa pojednania nie jest tak oczywista i prosta, jakby się mogło wydawać. Wszystko to wymaga przede wszystkim obustronnej dobrej woli, ale także rzetelnych studiów historycznych i właściwej hermeneutyki, by oddać sprawiedliwość wszystkim.
W każdym bądź razie, czasami, niestety można mieć wrażenie, że pewne niewielkie, lecz bardzo prężne i wpływowe kręgi katolickie są środowiskiem powstawania i utrwalania pewnych schematów, uprzedzeń i kliszy interpretacyjnych zamiast ich weryfikowania i przezwyciężania. To drugie wydaje się postawą prawdziwie godną chrześcijanina. Czy jest w nas tyle uczciwości i odwagi, by odsłaniać prawdziwe oblicze brata, niezależnie od tego, kim on by był?
Można mieć nadzieję, że inicjatywa wspólnego dokumentu Kościołów Katolickiego i Prawosławnego o pojednaniu polsko-rosyjskim podejdzie do sprawy całościowo i dogłębnie, tak, by jasna się stała konsekwentna realizacja biblijnego przesłania. W ten sposób wiara chrześcijańska będzie mogła wnieść coś wartościowego i twórczego na forum stosunków międzynarodowych i stać się zaczynem budowania autentycznej wspólnoty narodów.
„Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg pojednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania.” (2 Kor 5, 19)
Warto zobaczyć: Andrzej Kępiński, „Geneza i funkcjonowanie negatywnego stereotypu Rosji i Rosjanina”, w: „Narody i stereotypy”, Teresa Walas (red.), Kraków 1995, ss. 153-157.
Ojcze, dziękuję za ten artykuł. Szczególnie za cytat końcowy, bo sam wierzę w to głęboko, że prawdziwe pojednanie jest możliwe tylko w Jezusie Chrystusie. Dlatego możemy dziś rozmawiać z Niemcami bez większych emocji, bo kiedyś biskupi polscy przesłali biskupom niemieckim pamiętny list (i choć odpowiedź nie była zbyt ciepła, zaczyn zaczął pracować). Dziś może początkiem pojednania będzie ów dokument, o którym Ojciec wspomina. Niedawno (25.04) uczestniczyłem we mszy w katedrze szczecińskiej, której przewodniczył ks. Arcybiskup Dzięga, a na której homilię wygłosił Arcybiskup Prawosławny Jeremiasz (słowo przeplatane b. wzruszającymi i osobistymi świadectwami). Wydawało mi się, że wieni przez chwilę oddychali "Obydwoma Płucami" :)
OdpowiedzUsuńJednak, czy my, katolicy polscy, jesteśmy gotowi na pojedniania z Niemcami, Rosjanami, czy prawosławnymi, skoro nie możemy pojednać się ze sobą? Trudno mi czytać o "pewnych katolikach", bo nie wiem, do której grupy sam się zaliczam. Ojcze, czy "pewien katolik" to nie synomim "mohera"? Ja, świecki "katol" lat 47, z wypiekami na twarzy słuchałem rekolekcji ks. Bonieckiego u Dominikanów w Szczecinie, ale często słucham Radia Maryja i modlę się słowami "...a zwłaszcza za nieprzyjaciółmi Kościoła...". I staram się zrozumieć, jak głębokie są rany Polaków, które dziedziczą z pokolenia na pokolenie, jak wiano jakieś. I czuję, że ci "pewni katolicy" właśnie dlatego wymagają największej miłości (są tymi, "którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia). Może najpierw trzeba wyjść do tych, co snują teorie spiskowe i NIE STAWIAĆ WARUNKÓW. To co, że są prości i może nie zrozumieją? W końcu to prostaczkom.... Pozdrawiam serdecznie (i korzystam z propozycji medytacji :)
Dziękuje za komentarz. Przepraszam, że tak późno odpisuje. Też sam nie lubię określenia "pewien", ale z tutaj stosowałem go jako określenia bliżej nie zdefiniowanej w inny sposób grupy osób, niekoniecznie należących do tzw. moherów, jak to Pan określił. A Radio Maryja ma swoje dobre strony, które bardzo cenię. Nie rozumiem też dlaczego teorie spiskowe mają snuc tylko tzw. prości ludzie. Często są o wiele bardziej rozsądni niż tzw. mądrzy. Wielu wybitnych i oświeconych bardzo się w tym lubuje, co widac w popularnej kulturze bardzo dobrze. Miłości potrzebujemy my wszyscy. Ale też potrzebujemy dyskusji i wymiany zdań - może właśnie z miłości do ludzi i Pana Boga.
OdpowiedzUsuń